Od tułaczki, pobytu w areszcie migracyjnym i bycia bezdomnym, do walki o tytuł na UFC 260 – Francis Ngannou przed rewanżem ze Stipe Miocicem

David Berding-USA TODAY Sports

Francis Ngannou przeszedł wiele – o wiele więcej niż przeciętny człowiek przez całe życie. Kameruńczyk ma nadzieję, że jego wyrzeczenia zaprocentują w walce wieczoru sobotniej gali UFC 260, kiedy to zmierzy się z mistrzem wagi ciężkiej Stipe Miocicem, człowiekiem powszechnie uważanym za najlepszego zawodnika w historii tej dywizji. 

Będzie to drugie starcie Ngannou z Miocicem. Po raz pierwszy spotkali się na gali UFC 220 w styczniu 2018 roku w siódmej walce w Ngannou w UFC. Pomimo wejścia do klatki jako faworyt zakładów tamtej nocy, został zdominowany zapaśniczo i pokonany przez jednogłośną decyzję.

„Było wiele rzeczy, które nie poszły dobrze” – powiedział Ngannou w rozmowie z Bleacher Report. „Nie wiedziałem, jak przygotować się do takiej walki.

Nic nie było zrobione tak, jak powinno być, od podpisania umowy na walkę do samej walki. Czasami po prostu musisz powiedzieć, że to nie miało tak być”.

Niektórzy zawodnicy nigdy nie dochodzą do siebie po tego rodzaju głośnej przegranej, jakiej Ngannou doświadczył w tej pierwszej walce z Miocicem. Ngannou jednak ostatecznie odbił się od dna, wygrywając przez cztery nokauty z rzędu z Curtisem Blaydesem, Cainem Velasquezem, Juniorem dos Santosem i Jairzinho Rozenstruikiem – wszyscy światowej klasy przeciwnicy, a wszystko to w mniej niż trzy minuty łącznie.

Biorąc pod uwagę wiele innych walk, które stoczył wcześniej, nie jest zaskakujące, jak łatwo odzyskał równowagę i powrócił do rywalizacji o najwyższą stawkę.

Ngannou urodził się i wychował w Batie, mieście na wsi w Kamerunie, którego populację szacuje się na nieco ponad 10 000 osób. Kiedy był już wystarczająco dorosły, wyemigrował na północ, do Maroka – ponad 2000 mil w linii prostej. Jego ostatecznym celem było dotarcie do Francji i zostanie bokserem, choć nigdy wcześniej nie postawił stopy na sali gimnastycznej.

„Moja podróż z Kamerunu do Maroka trwała około jednego roku” – powiedział Ngannou. „Jeden rok w nielegalnych sytuacjach, przekraczając granice, żyjąc w buszu, znajdując jedzenie w śmietnikach, żyjąc tym strasznym życiem”.

Ngannou przybył do Europy przez Hiszpanię. Ponieważ dostał się do kraju nielegalnie drogą morską, został natychmiast zatrzymany. Nie został zwolniony z aresztu przez dwa miesiące.

„To było bardziej stresujące niż straszne” – powiedział Ngannou o swoim czasie spędzonym za kratkami. „Kiedy dotarliśmy do Hiszpanii, przez pierwszą chwilę, czuliśmy się zrelaksowali, mimo że byliśmy w areszcie. Wiedzieliśmy, że pójdziemy do aresztu, kiedy tam dotrzemy. Potem bylibyśmy wolni, ale najpierw musieliśmy trafić do więzienia.

W naszych umysłach panowała ogromna presja. To było jak więzienie psychiczne, a nie fizyczne. To było bardzo trudne do zniesienia.”

Ngannou został ostatecznie zwolniony z aresztu, i w tym oto momencie ostatecznie zakończył swoją podróż do Paryża. Swoje pierwsze miesiące w „Mieście Świateł” spędził na ulicach, ale postrzega ten okres jako kluczowy punkt zwrotny w swoim życiu.

„Byłem wtedy bezdomny, ale w tamtym momencie nie było to już dla mnie trudne” – powiedział. „Można by pomyśleć, że bycie bezdomnym w Paryżu jesienią, kiedy jest zimno, nie było wspaniałe, ale entuzjazm, jaki wtedy miałem… Poza wszystkim, byłem szczęśliwy, że jestem w krainie możliwości. Byłem szczęśliwy, że mam własne życie i mogę gonić za własnymi marzeniami. Więc to zdecydowanie jeden z najszczęśliwszych momentów w moim życiu.

Nawet jeśli spałem na parkingach i nie miałem jedzenia ani pieniędzy, byłem po prostu wolny. W porównaniu z tym, gdzie byłem w Maroku, parking był jak pięciogwiazdkowy hotel.”

To właśnie w Paryżu ostatecznie rozpoczęła się przygoda Ngannou ze sportami walki. Pomimo długotrwałego skupienia się na boksie, rozpoczął treningi w MMA Factory, jednej z najbardziej renomowanych siłowni i klubów MMA w mieście.

„Zajęło mi to prawie 10 lat, ale zawsze wierzyłem, że tak się stanie” – powiedział z dumą.

Większość fanów walki zna historię Ngannou: jego wczesne zwycięstwa na regionalnych galach, niszczące zwycięstwa przed czasem w jego pierwszych sześciu walkach w UFC, porażki z Miocicem i Derrickiem Lewisem, a wreszcie cztery kapitalne zwycięstwa, które przyniosły mu drugą szansę na walkę o mistrzostwo wagi ciężkiej.

Kameruńczyk nie jest w stanie powiedzieć, jak bardzo poprawił się od czasu przegranej z Miocicem, ale czuje się tym razem znacznie pewniej w swoich przygotowaniach, w dużej mierze dzięki treningom w UFC Performance Institute w Las Vegas.

„Ciężko trenowałem, aby każdego dnia stawać się lepszym” – powiedział. „To jest mój cel. Jak bardzo się poprawiłem? Nie wiem. Ale wierzę, że ta walka będzie inna, bo się poprawiłem i inaczej się do niej przygotowałem. Zrobiłem wszystko jak należy.”

Jeśli przygotowanie Ngannou się opłaci i zdobędzie tytuł wagi ciężkiej UFC, wszystko przez co przeszedł – od Kamerunu do Maroka, od Hiszpanii do Francji – będzie tego warte.

„The Predator” przyznaje, że trudno mu przewidzieć, jak będzie się czuł.

„Cały czas próbuję sobie wyobrazić, jakie emocje będą mi towarzyszyły w tym momencie, ale szczerze mówiąc, nie potrafię tego przewidzieć” – powiedział, próbując sobie wyobrazić, jak pas wagi ciężkiej jest zakładany wokół jego talii. „Wiem, że to będzie coś wielkiego, wiem, że to będzie wspaniałe, ale nie wiem jaka będzie moja reakcja. Te emocje nie są czymś, co można przewidzieć. Ludzie, którzy płaczą, nie mówią „Och, będę płakać.” Oni po prostu to czują. Ale to będzie wspaniałe, to będzie niesamowite. To mój własny sposób na pokonanie mojej przeszłości.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *