Greg Hardy nie szuka wymówek po porażce z Alexandrem Volkovem i zapowiada mocny powrót

Jeff Bottari/Zuffa LLC via Getty Images

Jeśli Greg Hardy chciałby podać wymówi za swoją porażkę z Alexandrem Volkovem na gali UFC Fight Night 163 w Moskwie, to byłoby ich sporo. Jednak Hardy nie zamierza tego robić.

Względny brak doświadczenia, walka przyjęta w krótkim odstępie czasu i kontuzja odniesiona w połowie walki, która pozbawiła go możliwości zadawania ciosów prawą ręką – te wszystkie rzeczy przyczyniły się do jego porażki przez jednogłośną decyzję. Hardy powiedział jednak po walce, że nie wykorzysta żadnej z tych wymówek, aby usprawiedliwić swoją porażkę.

„Ani jednej. Żadnych wymówek”.

Greg Hardy (5-2 MMA, 2-2 UFC) przewalczył pełen dystans trzech rund z Alexandrem Volkovem (31-7 MMA, 5-1 UFC), który przyznał się do prowadzenia taktycznej walki, aby zapewnić sobie zwycięstwo nad mniej doświadczonym, ale niebezpiecznym przeciwnikiem.

„Walczyłem ze znakomitym przeciwnikiem i jestem wyraźnie zdruzgotany decyzją. Nie walczyłem wystarczająco dobrze, to jasne i proste. To najtrudniejsza rzecz do powiedzenia sobie po wyjściu na wojnę. Nie zasłużyłem dzisiaj na zwycięstwo.

Będę musiał sprawdzić film, zobaczyć, co zrobiłem źle, przeanalizować go profesjonalnie. Ale teraz jedyne, co się liczy, to wygrana, a ja nie wyszedłem z wygraną, więc to oznacza, że jest praca do wykonania. Nie zrobiłem dokładnie tego, co powiedziałem, że zamierzam zrobić, a to sprawia, że czuję się z tym bardzo źle.”

Hardy wyjaśnił, że jego problem z prawą ręką pojawił się pod koniec pierwszej rundy, ale skupił się na dostosowaniu. I zanim znów poczuł się komfortowo, stanął w obliczu rywalizacji z doświadczonym weteranem.

„Po pierwszej rundzie straciłem panowanie nad prawą ręką, więc mój umysł przestawił się na tryb odnalezienia „komfortu” w takiej sytuacji. W pewnym sensie stałem przed nim i chciałem trochę bardziej skrócić dystans. Czuję jakbym wrócił do zaplanowanej taktyki w dalszej części walki, ale nie można walczyć z Alexandrem Volkovem zaczynając od połowy drugiej rundy.”

Pomimo porażki, aspiracje Hardy’ego względem dywizji ciężkiej UFC pozostają na wysokim poziomie. I choć przyznaje, że jest rozczarowany tym, jak zakończyła się miniona noc w Moskwie, powiedział, że uważa, że należy do ścisłej czołówki UFC i planuje wrócić w kolejnej walce lepszy niż kiedykolwiek wcześniej.

„Nie sądzę, aby poprzeczka była zbyt wysoko. Myślę, że jest w zasięgu. Poprzeczka, do której chcę się dostać, jest astronomicznie wysoko. Teraz jest daleko ode mnie, czuję rozpacz w środku.

Mam dużo do zrobienia, aby to osiągnąć. Będę krwawił i będę wylewał litry potu, aż to zrobię, a kiedy wrócę, będę „Królem Wojny”. Ale na chwilę obecną pokornie kłaniam się jako „Książę Wojny” po porażce z jednym z najlepszych w grze.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *