Fight24 – Z przymrużeniem oka: odcinek 56

Zbliża nam się kolejny interesujący sobotni wieczór ze sportami walki. I może nie jest to następna „Bokserska turbo-sobota” ale na pewno każdy znajdzie coś dla siebie, do wyboru: MMA Attack, UFC 138, PRO Elite oraz prosto z Mohegan Sun Arena gala bokserska z udziałem Mariusza Wacha i Artura Szpilki. Oprócz tego 67 urodziny najsłynniejszego głosu ringowego i na koniec dosłownie na gorąco James Toney.

Jutro kolejna sobota, która stawia nas przed niełatwym wyborem: emocje sportowe czy życie towarzyskie. Te dwie rzeczy raczej trudno jest pogodzić, bo zawsze w towarzystwie znajdzie się jakiś miglanc, który będzie próbował nawiązywać w jego mniemaniu interesującą konwersację w trakcie trwania walki. Moim skromnym zdaniem życie towarzyskie może zatem poczekać. Na początek gala MMA Attack i kawał naprawdę interesującego fight cardu. Oprócz tego druga już gala powstałej z grobu organizacji Pro Elite z Timem Sylvią, Andriejem Arlovskim i bratem B.J Penna, Reaganem Pennem na czele. Może być bardzo ciekawie. Około drugiej w nocy rozpocznie się widowisko w Mohegan Sun, gdzie swoje walki stoczą m.in. Artur Szpilka oraz Mariusz Wach. Dla Szpilki będzie to kolejna walka w przeciągu zaledwie 3 tygodni. Mariusz Wach z kolei zmierzyć się miał z pogromcą Lennoxa Lewisa oraz byłym mistrzem świata wagi ciężkiej Oliverem McCallem. Niestety bokserska komisja stanowa dosłownie dwie doby przed walką zorientowała się, że jednak nie wyda licencji byłemu mistrzowi świata. W tej sytuacji nowym przeciwnikiem Wacha został średniak Jason Gavern (21-8-4, 10 KO).

A co z UFC 138? Na pierwszy rzut oka rozpiska tejże gali wydaje się słaba i nieciekawa, po bliższym przyjrzeniu się jednak…jest jeszcze gorzej. Można odnieść wrażenie, że Dana White na galę w Anglii rzuca „resztki z pańskiego stołu”. Przyznam całkiem szczerze – odpuszczam, nie oglądam.

Dwa dni temu swoje 67 urodziny świętował Michael Buffer, najlepszy ringanonser w historii. Kiedyś wspominałem już, że Buffer jest człowiekiem, który stał się legendą ringów mimo tego, że nie przeboksował w życiu ani jednej rundy. Prawda jest taka, że gdyby go nie było to trzeba by było go wymyślić. Michael Buffer zapowiadał największe bokserskie pojedynki w ciągu ostatnich 29 lat, pojawiał się także na finałowych turniejach K-1, w Polsce był przy okazji walki Adamek vs Kliczko i jego firmowa eksklamacja rozniosła się z Wrocławia nad całą Polskę. Dla przykładu, jeśli dojdzie w końcu do długo oczekiwanego starcia na szczycie rankingu P4P: Manny Pacquiao vs Floyd Mayweather, to nie wyobrażam sobie żeby zapowiadał go kto inny niż Michael Buffer.

A propos walki Pacquiao vs Mayweather, według najnowszych informacji ten drugi ma zamiar wyjść do walki 5 maja i źródła mu bliskie mówią, że celować będzie w największą z możliwych walk. Czyżbyśmy w maju doczekali się wreszcie „pojedynku ostatecznego”?

Dosłownie przed chwilą zakończyło się starcie Jamesa Toneya z Denisem Lebiediewem. Toney sprawiał wrażenie jak by do tej walki wyszedł w stanie tzw. „po spożyciu” a Denis Lebiediew powinien raczej nazywać się Lebiegiew. Możecie się zatem domyślić że walka była piekielnie nudna. W trakcie jej trwania kilka razy łapnąłem się na fakcie kontemplowania czy aby ściany pokoju nie wymagają już czasem odświeżenia oraz czy nie warto by ułożyć płyt DVD kategoriami i w kolejności alfabetycznej. Jedynym naprawdę jasnym punktem były rosyjskie ring girls, które tańczyły przy narożniku pomiędzy rundami, to jako jedyne podczas tej walki ożywiało moje ciało i umysł. Mówię całkiem poważnie, czekałem na koniec każdej rundy. Walka skończyła się po pełnym dystansie 12 rund, u każdego z sędziów Denis Lebiediew wygrał 120 do 108, czyli jak można łatwo skalkulować „Light Out” nie miał ani jednej rundy na swoim koncie. Toney chwiał się, nieudolnie balansował ciałem, ruszał się jak mucha w smole i dosłownie potykał się o własne nogi a mimo to Rosjanin go nie znokautował, chociaż okazji miał ogrom. Naprawdę lebiega z tego Lebiediewa i niech mu tam dowożą chłopaków do bicia do woli i niech on lepiej w tej Rosji zostanie, bo na światowych ringach to ja go nie zniosę.

 

Jędrzej Kowalik

www.fight24.pl

3 thoughts on “Fight24 – Z przymrużeniem oka: odcinek 56

  1. Maciej sorki ale narazie niedostanie poważnego zawodnika gdyż jest za mało doświadczony i słaby póki co …. a kiedy bedzie mial odpowiedni rekord wtedy może on dać tęgi wpier**l „normalnemu bokserowi”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *