Fight24 – Z przymrużeniem oka: odcinek 31

W dzisiejszym odcinku nieudana próba ataku na pas EBU i średnio udana obrona pasa WBC. Dodatkowo, zmierzch bogów MMA i któryś z kolei świt dawnych legend bokserskich a na koniec niespodzianka – My name is Toney, James Toney.

Niestety próba zdobycia po raz drugi pasa EBU nie wyszła na dobre Albertowi Sosnowskiemu. Mimo że w końcowych rundach Dimitrenko był już potężnie zmęczony i na siłę był wypychany na ring przez swoich sekundantów, równie zmęczonemu Albertowi nie udało się wykorzystać tej szansy. W 12 ostatniej rundzie Albert nadział się na cios Ukraińca i padł na ring bez ducha. Inna sprawa, że na kartach sędziowskich również przegrywał, zatem gdyby nie udało mu się wygrać przez KO to i tak było by „po frytkach”.

 

W miniony weekend Krzysztof „Diablo” Włodarczyk bronił swojego pasa WBC w wadze Cruiser, w walce z Portorykańczykiem Francisco Palaciosem. I była to jedna z najgorszych walk o prestiżowy pas mistrzowski, jakie w swoim życiu widziałem. Jest taki motoryzacyjny żart, który bardzo lubię: „Dlaczego właściciele Alfa Romeo nie witają się miedzy sobą popołudniu? Bo rano spotkali się już u mechanika”. Analogicznie można by to odnieść do sytuacji: „Dlaczego najwięksi fani Krzysztofa Włodarczyka nie witają się ze sobą spotykając się na wspólnym oglądaniu gali? Ponieważ rano wszyscy razem wybrali się do psychoanalityka”. I faktycznie po drugiej walce z Fragomenim można było mieć nadzieję, że oto narodził się nowy lepszy „Diablo”, ze świetną pracą nóg, dobrym balansem, niezłym wyczuciem dystansu. Kolejna walka z Jasonem Robinsonem już taka wybitna nie była, ale przeciwnik nie był też zbyt wymagający, zatem nadzieja nadal żyła. Sobotnia walka natomiast ową nadzieję brutalnie wyrwała nam z serc i zostawiła w bardzo złych, ocierających się o depresyjne, nastrojach. Fatalna praca nóg „Diablo” to powrót do przeszłości, ale absolutny brak jakichkolwiek ciosów to już nowość. Najlepszym komentarzem obrazującym walkę były rozpaczliwe wręcz błagania trenerów Łapina i Skrzecza: „Krzysiek boksuj, uderzaj, daj szansę sędziom!”. Niestety Krzysztof Włodarczyk jedynie maszerował po ringu z w miarę szczelną gardą i tak przechodził sobie praktycznie cały pojedynek. Gdyby Palacios, walczący w niezłym stylu był trochę bardziej aktywny ofensywnie i bardziej agresywny miał by duże szanse na wygranie tego pojedynku. Daleki jestem od wyrokowania „przekrętu” w tej walce, chociaż w tym temacie podniósł się duży szum w bokserskim światku. Ponieważ hołduje zasadzie, że aby pokonać mistrza na punkty nie wystarczy tylko być nieco lepszym od niego, trzeba być wyraźnie lepszym od niego. Czy Palacios był wyraźnie lepszy? Na pierwszy rzut oka tak, ponieważ lepiej pracował na nogach, był szybszy, luźniejszy. Ale czy faktycznie był lepszy na, tyle aby można było okrzyknąć go nowym mistrzem? Powiem tak o ile wyniki, 116:113 dla Włodarczyka czy 115:113 dla Palaciosa, czyli te na granicy remisu jestem w stanie uznać za w miarę sprawiedliwe, ponieważ pojedynek naprawdę był trudny do punktowania o tyle sędzia, który dał wynik 118:112 dla Włodarczyka chyba jednak oglądał inną walkę. Ciekawą rozbieżnością jest fakt, że komentujący ten pojedynek Panowie: Andrzej „Paganini Mikrofonu” Kostyra oraz Jerzy Kulej byli zgodni co do tego, że wynik i punktacja jest w 100% sprawiedliwa. Natomiast będący ekspertami w studiu Przemysław Saleta i Janusz Pindera optowali za wynikiem 115:113 dla Palaciosa jako tym najlepiej oddającym przebieg walki. Wszystko może nie odbiłoby się takim echem gdyby nie „mowa końcowa” Włodarczyka, zanim jeszcze odczytano oficjalny werdykt Krzysztof poprosił o mikrofon i przemówił do publiczności zebranej w Hali Łuczniczka. Tłumaczenie, że to wszystko było efektem przemyślanej taktyki i że to Palacios odpowiada za tak słabą walkę było kompletnie poniżej pasa a uderzenie w tony pseudo-patriotyczne, że przecież „wszyscy jesteśmy Polakami” było już najniższych lotów. W takiej sytuacji powiedział bym raczej, że „Wszyscy jesteśmy Palaciosami”.

 

Mirko Cro Cop i Fedor Emelianenko to wielkie nazwiska minionej dekady, na dzień dzisiejszy obaj są jednak u schyłku swojej kariery i czy tego chcemy czy nie ich czas już mija. Dwie porażki z rzędu sprowokowały Fedora do szukania nowych rozwiązań treningowych i tym samym wybrał się do Ernesto Hoosta, tak jak kiedyś Mirko, który pod wpływem porażek w UFC, wstawił klatkę do swojego klubu w Chorwacji. Cro Copowi nie wiele dała ta zmiana, pytanie czy dla Emelianenki również nie jest już za późno na jakiekolwiek zmiany. Według wszelkich doniesień kolejna walka Fedora już w lipcu, wtedy zapewne się okaże. Cro Copowi za to została jeszcze jedna walka do wypełnienia kontraktu w UFC, ale na dzień dzisiejszy nie wiadomo czy włodarze tejże organizacji do niej w ogóle dopuszczą.

 

Evander Holyfield podpisał kontrakt na kolejną walkę. Przeciwnikiem 48-letniego Holyfielda  ma być 46-letni Brian Nielsen a owy „Kabaret Starszych Panów” ma odbyć się 7 maja w Kopenhadze. Wygra zapewne ten, który w noc przed walką mniej razy wstanie na siku. „Starsi panowie, starsi panowie dwaj, choć szron na głowie, choć nie to zdrowie to w sercu ciągle maj.

 

Według informacji do powrotu na ring szykuje się również Andrzej Gołota, który chce stoczyć pożegnalny pojedynek. I w ten sposób podziękować kibicom, którzy przez tyle lat w środku nocy budzili się żeby obejrzeć walkę „Andrew”. Prawdopodobnie walka dojdzie do skutku w Polsce, jeszcze w tym roku, konkretniejszych wiadomości na razie brak.

 

Jeśli stęskniliście się za Jamesem Toneyem to jego również będziecie mogli zobaczyć na ringach, ponieważ na 14 maja zaplanowana jest jego kolejna walka bokserska, przeciwnik jeszcze nie jest znany. Przy okazji „złotousty” James Toney skomentował niedawną walkę Samuela Petera z Robertem Heleniusem, w której ten pierwszy został znokautowany w 9 rundzie. Według Toneya to on w 2007 zakończył karierę Samuela Petera, ponieważ po dwóch walkach z nim (wygranych dla Petera), Samuel nie był już tym samym tym samym bokserem. James zapomniał chyba o tym, że jeszcze w 2007 w walce z Jamelem MCcline’em, Samuel Peter zdobył pas mistrzowski federacji WBC. Nie zdziwiłbym się gdyby po odejściu Randego Couture’a, Toney ogłaszał wszem i wobec że to on zniszczył jego karierę, ponieważ po wyczerpującej walce z nim Couture nigdy już nie był tym samym zawodnikiem i dlatego zdecydował się odejść.

 

Jędrzej Kowalik

www.fight24.pl

7 thoughts on “Fight24 – Z przymrużeniem oka: odcinek 31

  1. Dzięki za ten cykl! I fajnie, że jest w nim tyle o boksie. W ogóle ten serwis mógłby w większym stopniu traktować też o boksie, kickboxingu, nawet wschodnich sztukach walki (jakieś turnieje w Polsce? mistrzostwa?), choć oczywiście nie rekomenduję zrzucania MMA na margines. Ale niech to będzie 50% MMA, 50% inne dyscypliny (głównie K1 i boks). Przemyślcie to, czy nie jest to dobra droga biznesowa względem konkurencji. 😉

  2. Hehe dobre jak zawsze.
    Co do walki Diabello, niech mu zmienia ksywe na Drewniao. Fajnie wyszedl skrot gali, tlum panow w gajerkach na ringu, rozbawiony jak zwykle Z. Boniek, grozne wejscia obu fighterow, potem juz walka streszczona na zdjeciach, pokazane wiec zostaly wszystkie ciosy hehehe. I na koniec „obaj rece w gorze” mowi samo za siebie: wygralismy hehe

  3. co do walki diablo, ja jednak uważam, że słusznie Palacios nie wygrał. Jestem zdania, że mistrza TRZEBA pobić (znacząco), a w tej walce nie było nic szczególnego, za to na brawa napewno nie zasługuje Włodarczyk. Szkoda.

    Fedor wielka niewiadoma, za rzadko chyba walczył, ciągle ten sam trening, a świat MMA poszedł do przodu, zobaczymy co pokaże w następnej walce, jeśli takowa bedzie.

    Pozdro

  4. Fajny, art, też czesciej ogladałbym ta strone jakby wiecej było o kickboxingu i boksie a nie tylko i wyłacznie mma.

    A walka diablo to była mega kupa, mam nadzieje, że Adamek nie zawiedzie jutro w nocy.

    pzdr!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *