Fight24 – Z przymrużeniem oka: odcinek 13

Dzisiaj cofniemy się lekko w czasie, zajrzymy na chwilę do Łodzi, potem zahaczymy o Saint-Louis, następnie wpadniemy do Worcester. Przyjrzymy się na szybko możliwościom kolejnej walki dla „Górala”. A na koniec wybiegniemy lekko w przyszłość najpierw do Gelsenkirchen a chwilę później – Saitama Super Arena.

Krzysztof „Diablo” Włodarczyk w nocy z 15-go na 16-ty maja 2010 r. wywalczył pas federacji WBC, w kategorii Cruiser, pokonując przez TKO w 8 rundzie Włocha Giacobbe Fragomeniego. Tym samym wziął odwet za ich poprzednią remisową walkę, która miała miejsce dokładnie rok wcześniej. Przyznam szczerze, że byłem mocno zaskoczony, ponieważ przez wiele lat „Diablo” jak bokser prawie w ogóle się nie rozwijał, sztywny styl walki, średnia praca nóg i wszystko na jedno tempo. A tutaj dane mi było zobaczyć zupełnie odmienionego Krzysztofa, prawie jak za dotknięciem magicznej różdżki. Wyluzowany, spokojny, szybki, z niezłą pracą nóg i świetnym przeglądem sytuacji w ringu. „Wyprowadził w pole” Fragomeniego, wybił go z rytmu i boleśnie ukąsił. I to wszystko w naprawdę dobrym stylu. Faktem jest, że Fragomeni nieco odpuścił, bo po drugim knockdown’ie zapytany przez sędziego czy chce kontynuować odpowiedział, że nie. Obiektywnie rzecz biorąc nie bardzo już było co kontynuować, ale w takich sytuacjach bokserzy i tak zazwyczaj walczą do końca. Tak czy inaczej byłem osobą, która do tej walki podchodziła sceptycznie i przyznam się, że nie wierzyłem no nie wierzyłem w Krzysztofa, ewentualnie wietrzyłem przekręt na punkty. I nic z tego. Panie Krzysztofie przepraszam i proszę mnie tak zaskoczyć jeszcze nie raz.

A teraz przenosimy się do Saint-Louis gdzie 15 maja wytoczona została ciężka artyleria. Andrei Arlovski twierdził, że w walce z Antonio Silvą, będzie się trzymał swojego planu i nie wyskoczy z żadnym „latającym kolanem” ani nie będzie opuszczał rąk. No i jak było? No i było piekielnie nudno, zachowawczo i bez polotu. Arlovski zaliczył trzecią porażkę z rzędu (tym razem na szczęście na punkty a nie przez druzgocące KO) po czym obaj oponenci poszli do domu. Z polotem natomiast Alistair Overeem rozprawił się z Brettem Rogersem w walce o pas mistrza wagi ciężkiej Strikeforce. „The Reem” od samego początku ruszył na Bretta jak czołg, nie dając mu kompletnie żadnych szans. Rzucił go na ziemię jak nic nie ważącą szmacianą laleczkę i zmłócił w parterze jak mokre żyto. Rogers nie sprawił mu kompletnie żadnego kłopotu, to już większy problem sprawił Fedorowi w ich walce. Z Fedorem, Breett pokazał, że ma umiejętności i potrafi walczyć w starciu z Overeemem nie miał szans pokazania czegokolwiek. Tym samym Alistair obronił pas mistrza HW i następna obrona pewnie gdzieś w 2013 roku.

Worcester i na początek oddajmy pokłon Łukaszowi Jurkowskiemu, który przypomniał nam swoje pierwsze walki i dokładnie w stylu „Wczesny Jurkowski” rozprawił się ze swoim przeciwnikiem Kim Ho Jin’em. Łukasz świetnie zaczął i tak samo świetnie skończył i to się nazywa być prawdziwym mężczyzną. A nie, że początek spieprzony i końcówkę nadrabiamy jak to niektórzy mówią. Dalej, wielokrotnie powtarzałem swoją niechęć do pełno-kontaktowych sportów walki w wykonaniu kobiet. No nie lubię, nie trawię i pod tym kątem jest szowinistą. Może niekoniecznie tak drastycznie, że „baby do garów!” ale np. „baby na kurs tańca!”. I co widzę? Zaraz po walce Łukasza do ringu wychodzą dwie dziołszki. Komentatorzy Polsatu czyli Andrzej Janisz i Krzysztof Kułak nieco się chyba zagalopowali mówiąc „niech Państwa nie zwiodą te delikatne kobiece twarze”, jak na mój gust już bardziej delikatne rysy miał przeciwnik Łukasza no ale ok. Nie dałem się zwieść żeby nie było. No dobra przeboleję to i po raz drugi w życiu obejrzę walkę kobiet, tylko i wyłącznie po to żeby w sytuacji szybkiego jej zakończenia nie stracić ani chwili z kolejnej. No i tak siedziałem ze zdegustowaną miną do momentu aż…o zgrozo…zaczęło mnie wciągać i nawet zacząłem kibicować jednej z nich. No umówmy się nie był to festiwal techniki, zwłaszcza jeśli chodzi o obalenia, bardziej przypominało to „solówkę” w podstawówce przeplataną elementami technicznymi ale zacząłem z zainteresowaniem oglądać ten pojedynek. I byłem zadowolony, kiedy w walce Tara LaRosa vs Roxanne Modafferi sędziowie ogłosili wygraną tej drugiej. Nie zmieniam zdania, nadal mi się to nie podoba, niemniej jednak muszę uczciwie przyznać, że pojedynek był emocjonujący.

No i na koniec oczywiście Mariusz „Tanio skóry nie sprzedam” Pudzianowski kontra Tim Sylvia. Sylvia był w fatalnej formie, totalnie wolny, poruszał się jak gliniany golem a mimo to Pudzianowski nie stanowił dla niego żadnego wyzwania. Mało tego odniosłem wrażenie, że pod koniec pierwszej i przez całą drugą rundę Tim jak by bawił się Mariuszem. Zobaczcie sobie to jeszcze raz, nie wydaje Wam się, że Sylvia mógł skończyć to znacznie szybciej gdyby tylko chciał? Wyszła różnica klas i nie ma żądnych wątpliwości. Co do tego „samopołożenia” się Mariusza w drugiej rundzie, dał bym głowę że słyszałem jak jego „narożnik” krzyczy „dawaj na glebe!” po czym Mariusz zajmuje pozycję horyzontalną i chwilę potem z narożnika słychać rozpaczliwy krzyk „Ale jego!!!”. Cóż interpretacja podpowiedzi narożnika to też ważny element walki.

Tak na dobrą sprawę gdyby Mariusz zastosował swoją taktykę „Dawaj telefon”, która tak świetnie sprawdziła się w walce z Najmanem a potem niemal przyniosła mu kolejne szybkie zwycięstwo, to miał by większe szansę na wygraną. Bo jak wiemy Tim Sylvia jest łatwy do pokonania w pierwszych momentach walki, wchodzi na obrotny dopiero z minuty na minutę. No ale to już post factum.

A teraz co dalej? Mariusz zapowiada, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i „no strongman any more teraz only MMA” – we will see co z tego wyjdzie.

Teraz coś o Tomku Adamku, termin najbliższej walki to 21 sierpnia, przeciwnik? Najprawdopodobniej powracający na ringi Michael Grant, ten sam Grant, z którym 11 lat temu w Atlantic City bój toczył Andrzej Gołota. Wcześniej była mowa o tym, że przeciwnikiem Tomka może być Evander Holyfield, ostatecznie najwyraźniej będzie to mierzący 201 cm. Michael Grant, który ma być swoistym „przetarciem” dla Tomka przed walkami z braćmi Kliczko.

Albert Sosnowski już w sobotę wyjdzie naprzeciw starszemu z braci Kliczko – Vitalijowi stawką pojedynku będzie pas WBC wagi ciężkiej. Cóż, jeśli przyszłoby im stanąć w szranki na scenie kulturystycznej zamiast na ringu bokserskim to Albert wygrywa z miażdżącą przewagą. Tak łatwo niestety nie będzie, to jest boks a nie kulturystyka i tu trzeba pokazać coś więcej niż budowę greckiego Boga. Filmy z treningów Alberta napawają optymizmem, można się pokusić, że właśnie wchodzi w swój „Prime” i jeśli dobrze to wykorzysta to może tylko zyskać. Bo nawet, jeśli przegra, ale będzie toczył walkę w dobrym stylu to i tak wygra. Poza tym nie zapominajmy, że stare bokserskie powiedzenie mówi „Puncher always has a chance” i tego się trzymajmy. Albercik wychodzimy!

Na koniec Saitama Super Arena i również sobota 29 maja. Dream 14 i coś, co chyba każdy z nas chętnie zobaczy. Mianowicie czy jest ktoś, kto nie chciałby po raz kolejny obejrzeć starcia Kazushi Sakuraby z kimś z rodziny Gracie? Legenda „The Gracie Hunter” powraca, tym razem przeciwnikiem Sakuraby będzie 24-letni Ralek Gracie, czarny pas BJJ, syn Roriona Gracie. Czy saku powiększy swoją kolekcję trofeów o głowę kolejnego członka rodziny Gracie? Dowiecie się już w sobotę ok. godziny 8 rano naszego czasu.

Jędrzej Kowalik

www.fight24.pl

13 thoughts on “Fight24 – Z przymrużeniem oka: odcinek 13

  1. no jezeli:
    „Co do tego „samopołożenia” się Mariusza w drugiej rundzie, dał bym głowę że słyszałem jak jego „narożnik” krzyczy „dawaj na glebe!” po czym Mariusz zajmuje pozycję horyzontalną i chwilę potem z narożnika słychać rozpaczliwy krzyk „Ale jego!!!”. Cóż interpretacja podpowiedzi narożnika to też ważny element walki.”
    to jest prawda do duet Okinski-Pudzianowski przejdzie do historii 🙂

  2. Sylvia nie chciał się nadziać na jakieś lucky punch, więc spokojnie walczył. Ale fakt faktem był powolny i jakiś taki słaby. Mimo wszystko na Pudziana takie coś z nawiązką wystarczy. Na glebę! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *